Wiersze

Tren

Przybyła cicho pewnej letniej nocy.
Zajrzała w okno strumieniem poświaty.
Nie zapomniała swojej obietnicy.
Pełna tęsknoty.

I wyszedł z domu za echem jej głosu,
Złączyli dłonie na leśnej polanie
I pod starymi świecznikami sosen
Zaczęli taniec.

A taniec porwał ich swymi żaglami,
Strącali gwiazdy miękkim walca wiewem,
Ziemia się cała iskrzyła pod nimi
Gwiaździstym niebem.

Tulił się skronią do maków jej wieńca,
Serce przyciskał do fałd pustej sukni.
Księżyc im śpiewnie przygrywał do tańca
Na srebrnej lutni.

Płynnie migały jego stopy bose
I nawet wtedy tańczyłby tak zwiewnie,
Gdyby pod nogi rzucano mu kosy
Albo róż ciernie.

Był coraz bardziej w tańcu zanurzony,
Wciąż coraz mocniej chłonął jej spojrzenie
I coraz głębiej tonął w jej ramionach
W wir zatracenia.

Ojciec go szukał z pochodni płomieniem,
Lecz nadaremnie na drzewa słał blaski.
On już się zapadł sercem w roztańczenie,
Pochodnią w piasek.

e

Copyright © 2012– Ludwik Błyszczak