Opowiadania

Na plaży

W otwartym oknie delikatnie falowała firanka. Zdawało się, że nawet tu dociera łagodny szum morza. Płyta obracała się od dawna w milczeniu. Maria, leżąc na wznak na tapczanie, wydawała się wciąż nieobecna, gdzieś daleko płynąca razem z muzyką. Spokojne tętno wywoływało nieznaczne drgania jej lewej ręki, luźno zwisającej nad dywanem.

Za ścianą czy nad sufitem ktoś trzasnął drzwiami. Powieki Marii drgnęły. Otworzyła zaskoczone oczy, natychmiast nakryła je przedramieniem i na moment znieruchomiała. Podpierając się rękami, powoli i z trudem usiadła. Z ironicznym uśmiechem spojrzała na swoje bezwładne nogi. Niedawno kupione dżinsy leżały na nich doskonale. Nie zmieniając pozycji nóg, odwróciła się, zdjęła płytę z adapteru, włożyła do czerwono-złotej koperty i schowała do szafki. Przez chwilę siedziała trzymając dłonie na udach, nieruchoma, zgarbiona, wpatrzona w ścianę przed sobą. Następnie zepchnęła nogi z tapczanu i przyciągnęła wózek inwalidzki. Z grymasem wysiłku na ustach, wykonując przemyślane, dokładne ruchy, usiadła między jego dużymi kołami.

Długopis leżał na najwyższej półce. Tylko matka mogła go tam położyć. Popychając opony, zbliżyła się do meblościanki. Wyjęła z szuflady plastikową linijkę. Wysoko uniosła rękę, aby końcem linijki dosięgnąć długopisu. Zabrakło paru centymetrów. Zacisnęła palce na poręczy wózka, naprężyła wszystkie mięśnie i – ile tylko była w stanie – się podniosła. Zaczepiła wreszcie o długopis i strąciła go z półki. Równocześnie wózek stanął na lewym kole, przechylił się niebezpiecznie i wywrócił. Upadła ciężko jak worek ziemniaków. Drżała skurczona z bólu i przygryzała wargę w bezradnej złości na siebie. Gdy ból zelżał, skupiła resztę sił i znowu znalazła się w wózku.

Wzięła papier listowy i siedząc przy biurku, kilkakrotnie zgarniając włosy z twarzy, zaczęła pisać:

Cześć Zbyszku! Nie wiesz chyba, ile radości dają mi Twoje listy. Nie narzekam na brak przyjaźni, ale właśnie przyjaźń z Tobą cenię sobie najbardziej. Szkoda tylko, że nie możemy się spotkać... Bądź pewien – Twojej fizycznej odmienności nigdy bym nie traktowała jako czegoś utrudniającego nasze spotkania i chętnie bym przyjechała do ciebie. Spotykając drugą osobę staram się przede wszystkim zwracać uwagę na jej cechy wewnętrzne, duchowe, bo tylko one są naszym prawdziwym bogactwem. A Ty, Zbyszku, jesteś człowiekiem niezwykłym, ubogaconym wyjątkowo. Ale szanuję Twoją wolę. Może kiedyś zmienisz zdanie.

Czasem mam takie chwile w życiu, kiedy mogę bez wątpienia powiedzieć, że jest ono po prostu piękne. Tak bym pragnęła podzielić się tym pięknem z Tobą! Wczoraj, wiesz, byłam na plaży, na plaży pustej aż po kres spojrzenia. Szłam boso skrajem morza, a fale chłodną pianą omywały moje nogi. Słońce świeciło tak czysto, że niemal przenikało przeze mnie jak przez bryłę bursztynu. Ciepły, pachnący solą wiatr masował mnie miękkim strumieniem i przewracał moje włosy. Spróbuj sobie wyobrazić to rozkoszne uczucie, gdy stopy po kostki zapadają się w mokrym, nagrzanym słońcem piasku.

Pisała jeszcze długo. Potem starannie złożyła zapisane kartki i wsunęła do koperty. Jutro albo pojutrze przyjdzie listonosz. Jeśli będzie sama w domu, jak zwykle go poprosi, żeby dyskretnie wysłał jej nowy list.

Copyright © 2012– Ludwik Błyszczak